sobota, 23 stycznia 2016

Marchewkowy zwijaniec

  Jeśli Ktoś po tytule sądził, że mowa będzie o cieście, to bardzo serdecznie przepraszam za robienie apetytu... Będzie o jednej z dwóch najważniejszych rzeczy w robótkowej części naszego życia: o włóczce! Odziedziczyłam po babci sporo włóczek i właśnie jedną z nich potrzebowałam przewinąć do stanu wygodniejszego do robótkowania. Ale zamiast, jak do tej pory, zrobić z niej klasyczny motek, postanowiłam zwinąć ją tak, żeby była możliwość wyciągania nitki ze środka tegoż tworu. Tak powstał zwijaniec:


Nie posiadam zwijarki, tym bardziej mój pierwszy zwijaniec, stworzony własnymi ręcami i palcyma, napawa mnie dumą. Niestety aparat nie polubił się z kolorem... W realu można to określić jako czerwonawa marchewka z połyskującymi nitkami. Jak widać, marchewa jest już w przerobie, tym samym runęło postanowienie o nie zaczynaniu nowych robótek... Mam nadzieję na stosunkowo szybkie zakończenie tej robótki, motywacja póki co jest porządna.
  Tyle z nowości. Do zobaczenia wkrótce :)

czwartek, 21 stycznia 2016

Wspaniałe choróbsko

 Jak to cudownie być na zwolnieniu lekarskim, a mieć tyle siły, żeby nie musieć tylko spać! Można nadrobić trochę zaległości w robótkach ;)


O dziwo, przerzucam nie tylko kolejne oczka. Przerzucam także kartki:


Po lewej najnowsza, siódma część serii "Oko jelenia" Andrzeja Pilipiuka. Po szóstej części czułam, że przede wszystkim jeden wątek jest niedopowiedziany... I na całe szczęście Autor pomyślał podobnie ;) Jestem w połowie książki i, jak to w tej serii, wszystko idzie w zupełnie innym kierunku niż możnaby przypuszczać po skończeniu poprzedniego tomu... Nie będę spoilerować. Jeśli ktoś ciekawy, niech zacznie od samego początku. Polecam wszystkim, którzy lubą czytać o współczesnych ludziach silnych duchem, pokonujących codzienne przeciwności... 400 i 150 lat temu ;)

  Druga książka to "Jak zostać mistrzem", tłumaczenie "Mastery" Roberta Greene, poradnik samodoskonalenia. Kupiłam ją po obejrzeniu anglojęzycznego rysunkowego streszczenia głównych myśli zawartych w książce.
To Man running FightMediocrity channel on YouTube: thank You so much for Your work. Thanks to You I bought "Mastery" and continue on thnking about doing what I really like for a living. Your job's usefull to many people, keep it in mind :)

http://www.makneta.com/2016/01/wspolne-dzierganie-i-czytanie_20.html

  Co więcej, moje zdjęcia wzbogaciły się o znak wodny! Umiejętność stworzenia go i wklejenia zawdzięczam Iwonie Eriksson i Jej bardzo jasnemu i przejrzystemu filmikowi na ten temat. Dziękuję bardzo za podzielenie się wiedzą :)

sobota, 16 stycznia 2016

Wonne przebudzenie mocy

  Dobra, połowa stycznia to podobno najwyższy czas na pobudkę w nowym roku... Chociaż problem w tym, że natura nie zachęca do aktywności... Pierwszy z brzegu przykład: od poniedziałku do piątku wychodzę z domu DOSŁOWNIE o świcie i wracam w nocy, jeśli wierząc zmysłowi wzroku... Właściwie cały dzień, jeżeli w ogóle, oglądam przez okno...
Dzisiaj było inaczej! Zobaczyłam dzień! To było naprawdę coś po tym całym mroku. Niestety nie mam zdjęć, bo odwykłam od noszenia wszędzie aparatu, ale obiecuję przywyknąć znowu. Sama tego potrzebuję, bo widzę, że dużo ładnych czy nawet pięknych rzeczy w życiu tracę (czytaj: nie zachowuję na gorsze czasy, ku pokrzepieniu).
Czyżby noworoczne postanowienie? A niech będzie! A co będę sobie żałować!

  A teraz słów kilka o tym gdzie byłam jak mnie nie było:
nie będę błyskotliwa, elokwentna ani oryginalna - większość tego czasu spędziłam w pracy, śpiąc, a w czasie świąt przy stole z rodzinką. Szalik dla Wujka skończyłam w Wigilię, niedługo przed rozpoczęciem wieczerzy, dlatego niestety nie mogę się pochwalić nim w całej jego szerokości, a tym bardziej długości...
Mogę się za to pochwalić tym, czym obdarzył mnie Aniołek (jako że Mikołaj rozdaje prezenty w mikołajki, a Aniołek w Wigilię):


Skrzydlaty spisał się wyśmienicie, wiedząc bardzo dobrze, co mnie, włóczkowego chomika, najbardziej uraduje. Oprócz pięknych motków, o których pewnie będę jeszcze pisać przy okazji rzeczy z nich zrobionych, dostałam także drewniane druty przecudnej urody, od razu podpisane:


i możliwe do dokręcenia do otrzymanej także żyłki 20 cm, co widać na poprzednim zdjęciu. Akcesoria zostały już wstępnie wypróbowane. Na razie trochę dziwnie się robi, ale pewnie da się przyzwyczaić. Niniejszym Aniołkowi dziękuję i pięknym dygiem się kłaniam.
Ale to jeszcze nie koniec niespodzianek okołoświątecznych. Więcej ślicznych motków dostało mi się od wcześniejszego Kolegi (tego od szalika), z którego całkiem niedawno wylazł Królewicz z bajki (NIE MYLIĆ z Księciem z bajki ze "Shreka") i cała banda różnych niedźwiadków. Tak się one prezentują - motki, nie niedźwiadki ;) :



Jeden z nich - prawdopodobnie ten czarny ze złocistą "nitką" - dostałam jeszcze przed Świętami, bez okazji. Drugi - zapewne szary/srebrzysty z cekinami - jest pośrednio od Mikołaja, a bezpośrednio od wspomnianego Królewicza (u Niego w domu jednak Mikołaj zmonopolizował obie okoliczności prezentodajne). Obie włóczki są śliczne i za nie także oficjalnie i publicznie dziękuję.

  Z zaskakujących momentów pierwsza sekunda Nowego Roku zastała nas, Królewicza-Niedźwiadka i mnie, nie na imprezie, jak wcześniej planowaliśmy, ale w tramwaju. Traf chciał, że akurat o północy dojechaliśmy na przystanek, z którego pięknie było widać fajerwerki nad Stadionem Narodowym. Naprawdę było co podziwiać! Chwilę później zostawiliśmy to widowisko w tyle i podążyliśmy dalej do wcześniej wytyczonego celu, potocznie zwanego domem.

  A w obecnym czasie zaparłam się, że oprócz malutkich rzeczy nie zaczynam nowych robótek. UFOki skamlą o moją uwagę i wreszcie się doczekały:


Górny zewłok to przyszła spódnica robiona według tego wzoru, a bordowy szlaczek będzie zapewne tuniką/długą bluzką, ale kiedy to nie wiem... Na razie łasi się o kolejne rządki, które dostaje w tempie ślimaczym. Ale dostaje! Co w temacie moich UFOków uważam za niemal heroiczny wyczyn.

  Mam nadzieję, że przybywają tu czasem "Czytelnicy", chociaż na szczęście dla "Oglądaczy obrazków" też się coś znalazło.
Wszystkim życzę pozytywnego roku i, jak to się mówi u nas w rodzinie, żeby był lepszy od poprzedniego i gorszy od następnego.

  A! Napisałam się, już miałam rzucić posta w eter, a tu tytuł mi jeszcze przypomniał:
postanowiłam wytoczyć działo na mole które straszyły w moim pokoju wizją pożartych włóczek. Zdecydowałam się na metodę w miarę naturalną, mianowicie świeczki o zapachu lawendy:

 

Świecznik uzyskałam po wypaleniu z niego większej ilości lawendy zamkniętej w świeczce. Wspomniana wyżej była produkcji tej samej firmy co tealighty widoczne na zdjęciu. Olejek kupiłam z myślą o przyszłych próbach przenoszenia wydruku laserowego na tkaniny, natchniona przez moją ukochaną Panią Robótkową.

  Uff... Tym razem to już chyba wszystko. Idę dokończyć robienie herbaty, które zaczęłam... przed godz. 16:00 ;)