czwartek, 11 lutego 2016

Słoneczne tajemnice

  Przez część tego tygodnia cieszyłam się słoneczkiem, które witało mnie i odprowadzało mnie do pracy:
w poniedziałek trochę lękliwie spoglądało zza chmurek...


... ale już we wtorek śmielej sobie poczynało:


A wczoraj mieliśmy pod drzwiami gościa, który zmókł nieco i przysiadł na suchym skrawku chodnika, aby odparował z niego nadmiar wody:


Jeśli ktoś szybciej szedł po korytarzu, gość przebiegał bardziej na lewo, cały czas kontrolując bezpieczeństwo swojego pobytu (zdjęcie po prawej na górze). Ostatnio mam taki głód natury lub chociaż spaceru po mieście, że ów maluch natchnął mnie do twórczej pracy:


Został uwieczniony na małej karteczce - przypominajce, żebym pamiętała o wyglądaniu przez okno ;)

  W temacie robótkowym robię teraz rzeczy, których nie chcę jeszcze ujawniać... Pokażę je kiedy będą gotowe.

 

Z myślą o innym Tajemniczym Projekcie zawitałam do jaskini zła (czytaj: hurtowni pasmanteryjnej) i kupiłam piękną ciemnozieloną akrylową włóczkę. Jej kolor mniej więcej oddaje zdjęcie poniżej:


Wiążę z nią wielkie nadzieje...
Przy okazji prawie siłą ( ;) ) wpadło mi w ręce 0,5 kg akrylu dziecięcego, łączącego biel, błękit i jasną zieleń. Patrzenie na nią przypomina, że kalendarzowa wiosna już coraz bliżej...

  W czytaniu głównie dwie książki (z czterech zaczętych...): "Sosnowe dziedzictwo" Marii Ulatowskiej, trzecia książka z serii, o której... jeszcze nie pisałam! Jak to się stało?!? Nie mam pojęcia... W każdym razie polecam tę pisarkę wszystkim, którzy lubią czytać o zwykłym, codziennym życiu i nie włazić przy tym bohaterom do sypialni. Pani Ulatowska pisze z wielką klasą, a przy tym... tak po prostu: codziennym językiem o codziennych sprawach.
  Druga książka, "5 języków miłości" to podróż "krajoznawcza" przez nie wiem czy wszystkie, ale główne formy okazywania uczuć nie tylko przez pary i małżonków, mimo że w takiej konwencji jest napisana, ale dzięki niej może się okazać, że nagle do kogoś z Was dotrze, o co ma ciągle pretensje tata, mama, rodzeństwo, przyjaciółka czy już prawie przysłowiowa "córka siostry brata". Mi tę książkę polecił mój Królewicz, a ja, nie przeczytawszy jej jeszcze do końca, z wielkim entuzjazmem polecam dalej.

http://www.makneta.com/2016/02/wspolne-dzierganie-i-czytania.html

  Tak to się u mnie życie kręci, nieśmiertelny "kalejdoskop zdarzeń"... Zobaczymy, co się ukręci do następnego razu ;)